Wszystkie wpisy, których autorem jest hosadmin

II Rajd Rowerowy „Przez Polskę dla polskich hospicjów – Cycle Poland”

11 lipca 2011 r. w gościliśmy w naszym Hospicjum grupę 21 rowerzystów, którzy uczestniczyli w drugim rajdzie rowerowym „Przez Polskę dla polskich hospicjów – Cycle Poland”. Rajd zorganizowała Fundacja Babci Aliny.
Uczestnicy rajdu zatrzymali się w naszym hospicjum na krótki odpoczynek, zwiedzili je, przekazali symboliczny prezent dla dzieci z Domowego Hospicjum i wyruszyli w dalszą trasę. Po drodze pilotowani przez naszych wolontariuszy przejechali na Jasną Górę gdzie ofiarowali swoją modlitwę przed Cudownym Obrazem Matki Bożej.
Celem rajdu było m.in. promocja idei hospicyjnej, znalezienie sponsorów dla hospicjów oraz odwiedzenie hospicja, które są wspierane przez fundację.

 

Kaplica hospicjum

Kaplica jest miejscem tworzenia WSPÓLNOTY Z BOGIEM przy stole Jego Słowa i Ciała, gdzie hojnie karmi nas i umacnia, pozwalając doświadczyć swojej miłującej Obecności i troski.
On łączy nas we  WSPÓLNOTĘ  LUDZI  wspierających się wzajemnie w czasie zmagań z cierpieniem i chorobą.
 

 
 

 

Najbardziej donośny głos Boga

 KATARZYNA WOYNAROWSKA: – Jak zachowywać się wobec osoby umierającej w cierpieniu? Wielu z nas, gdy trzeba ją odwiedzić, boi się tego, co zobaczy. Nie wiemy, jak się zachować, co powiedzieć. Nie na miejscu są słowa: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, że wyzdrowiejesz”…
 
KS. DR TOMASZ KNOP: – Wcześniej czy później każdy z nas znajdzie się w takiej sytuacji. Ktoś, kogo znamy, stanie na progu śmierci… Co zrobić? Czy odwiedzać? Tak. Odwiedzać. Zresztą to będzie jedna z tych rzeczy, z których będziemy sądzeni na Sądzie Ostatecznym…
 
Nasz lęk przed byciem obok chorego tłumaczymy tym, że nie chcemy go męczyć, że spokój jest mu teraz najbardziej potrzebny…
 
– W hospicjum często powtarzamy, że nie tylko farmakologia leczy, także obecność drugiego człowieka ma znaczenie terapeutyczne. Natomiast gdy już znajdziemy się na miejscu, to nie nastawiajmy się na działanie. Pozwólmy, żeby działo się samo. Trzeba przede wszystkim słuchać. Pomilczeć i poczekać. Nie przyspieszać niczego. Uważnie przyglądać się choremu i całym sobą chłonąć jego obecność. Tak wiele można odczytać z twarzy – czy go boli, czy spał w nocy, czy jest zmęczony. Bo może się zdarzyć tak, że przychodzę w najmniej odpowiednim momencie i ten ktoś nie będzie miał siły rozmawiać. Nie należy się tym zrażać. Mam zwyczaj, że gdy umawiam się z pacjentem, przed wyjściem na spotkanie dzwonię, żeby potwierdzić wizytę. Jak dzień jest nieodpowiedni, idę w następnym.
 
Nawet jeśli ktoś jest nieprzytomny?
 
– To usiądźmy w milczeniu i weźmy go za rękę. Nie mamy pewności, że on tego nie czuje… Anestezjolodzy mówią, że gdy do nieprzytomnego, podpiętego pod skomplikowaną aparaturę podtrzymującą życie, wchodzi ktoś bliski i bierze za rękę, parametry na monitorach nagle skaczą…
 
Czy chorzy czują, gdy się za nich i przy nich modlimy? Czy obecność kapłana ma też znaczenie terapeutyczne?
 
– Jeśli ksiądz siedzi obok chorego, który opowiada o swoim życiu, to jest już działanie terapeutyczne. To, że ksiądz modli się, też jest terapeutyczne. Gdy udziela sakramentu – spowiedzi i sakramentu chorych – to również jest terapeutyczne. Obok Eucharystii są to sakramenty uzdrowienia.
 
Kapelani szpitalni opowiadają, że często słyszą, jak rodziny chorych szepczą między sobą: „Nie straszmy go (chorego) księdzem”…
 
– Myślę, że przynajmniej połowa ludzi w Polsce sakrament chorych nazywa ostatnim namaszczeniem, który kojarzony jest z agonią. A to nie jest prawda! Sakrament chorych jest dla wszystkich, których życie jest zagrożone. Nawet gdy ktoś choruje na depresję i ma myśli samobójcze, także powinien przyjmować ten sakrament. Gdy ktoś dowiaduje się o poważnej chorobie i jego życie jest zagrożone, to też powinien przyjąć sakrament chorych. Jeśli ktoś idzie na operację, bierze chemię – to tak samo. Może przecież potem wyzdrowieć, ale w tamtej chwili jego życie było zagrożone…
 
A nasza obecność w czasie konania… To jedna z najtrudniejszych sytuacji.
 
– Rodzina często pyta mnie, co zrobić. Mówię wprost: Proszę usiąść przy łóżku. W jedną dłoń wziąć rękę umierającego, w drugą różaniec. I modlić się półgłosem. Nie szeptem, nie głośno, ale półgłosem… Dotyk ręki zawsze korzystnie wpływa na chorego. Koi go modlitwa, nawet jeśli nie może się w nią włączyć. Siedzenie obok, trzymanie za rękę i modlitwa to najlepsze, co możemy wówczas uczynić. To też uspokaja towarzyszących odchodzeniu chorego. Ważne, żeby odchodzić w atmosferze spokoju, łagodności i modlitwy. Można bardzo pięknie odchodzić…
 
Rodzina często ma poczucie winy. Pyta, czy uczyniła dla chorego wszystko, co można było zrobić, ma wyrzuty, że nie zdała jakiegoś egzaminu…
 
– Poczucie winy jest podstawowym uczuciem na etapie hospicjum, a potem żałoby. To poczucie staje się niebezpieczne, gdy jest niepohamowane, gdy jest tak dominujące, że zatruwa zdrowy rozsądek. Wtedy szuka się w nieskończoność nowych specjalistów, żeby ktoś nie zarzucił, że coś zostało zaniedbane, że można było jeszcze więcej zrobić… Wiozą ledwie żywego człowieka na drugi koniec Polski, żeby ktoś nie miał pretensji… Trzeba zadać sobie pytanie: Komu pomagasz? Choremu czy sobie?
 
Ale przecież my ratujemy ukochanego człowieka! Nasza miłość dyktuje to wożenie go od kliniki do kliniki…
 
– Takie działanie może się okazać uporczywą terapią. Takie postępowanie nie ma sensu. Trzeba to sobie w jakimś momencie uświadomić… To, co naprawdę możemy zrobić, to sprawić, by kochany człowiek nie cierpiał bólu fizycznego. By emocje mógł przeżywać nie sam, ale w otoczeniu bliskich ludzi, żeby przyszedł do niego ksiądz albo psycholog. Żeby otoczyć go miłością.
 
Czasem okres umierania to najlepszy czas w życiu chorego i jego bliskich… Pamiętam rodzinę, w której umierał na raka były alkoholik. Wcześniej było piekło: przemoc, dramat rozbitej rodziny, rozwód, odejście z domu. Gdy mężczyzna zachorował, skończyło się picie. Żona przyjęła go do domu z powrotem, zaopiekowała się nim, podobnie jak dwie dorosłe już córki. Trafiłem do nich rok później. Zastałem spokój, miłość, opiekę, pogodną atmosferę… Do głowy mi nie przyszło, że mają za sobą tak trudną przeszłość. Żona powiedziała do mnie wówczas, że od chwili, gdy mąż zachorował, nastał najpiękniejszy czas dla ich małżeństwa i rodziny. Są szczęśliwi. Powtarzam więc często: Jak Bóg coś zabiera, to tylko po to, by dać coś więcej. Dobrze przeżywana choroba to okazja do rozwoju duchowego…
 
Ludziom trudno pogodzić się z myślą, że trzeba popaść w ciężką chorobę, by odnaleźć w sobie duchową głębię…
 
– Są ludzie, którzy rozwijają się duchowo całe życie, są tacy, do których nie dociera inny argument, jak tylko własne cierpienie. Czasem cierpienie nazywam najbardziej doniosłym głosem Boga. I jest to jedno z wytłumaczeń sensu cierpienia. Bywa, że człowiek jest w stanie zakwestionować własne poglądy, dokonać przemiany wewnętrznej dopiero w sytuacji zagrożenia życia.
 
Czy mówić choremu okrutną prawdę o jego stanie zdrowia? Lekarze mają obowiązek przekazania diagnozy, ale często proszą o to kogoś z rodziny, sądząc, że zrobi to lepiej…
 
– W medycynie przez długi czas funkcjonowała koncepcja „białego kłamstwa”, że z przyczyn etycznych można pacjenta okłamać. Sądzono bowiem, że gdy dowie się prawdy o swoim zdrowiu, załamie się, podda i szybciej umrze. Wobec tego lepiej kłamać, dać mu nadzieję, że wyzdrowieje, że jego stan jest lepszy niż w rzeczywistości…
 
Tylko że „białe kłamstwo” nie nadaje się do rzeczywistości hospicyjnej. Do hospicjum trafia ktoś, o kim wiadomo, że będzie tylko gorzej. Dlatego pytanie nie powinno dotyczyć tego, czy powiedzieć prawdę, tylko jak ją powiedzieć.
 
Otóż, z prawdą jest jak z lekarstwem. Lekarstwo podaje się w określonych dawkach. Powiedzieć prawdę, ale tylko na pojawiające się pytania chorego. Nie wybiegać naprzód, nie uprzedzać. Powiedzieć prawdę w najdelikatniejszy z możliwych sposobów. Mówienie prawdy powinno rozkładać się na dni i tygodnie. Lepiej jest, gdy słowa „rak” pierwszy użyje chory.
 
Dlaczego powiedzenie tej prawdy jest tak ważne?
 
– Bo od tej chwili chory może zacząć porządkować swoje życie, np. napisać testament, ustalić, gdzie chce być pochowany, z kim się chce zobaczyć, pogodzić, a najważniejsze – uporządkować sprawy z samym sobą i z Bogiem. Czas jest w takich sytuacjach arcyważny, nie wolno nam zabierać choremu tego czasu. I w takim klimacie niemal naturalnie pojawia się pytanie:
„Może chcesz porozmawiać z księdzem?”. Nie trzeba pytać: „Czy chcesz ostatniego namaszczenia?”. To złe sformułowanie. „Czy chcesz porozmawiać z księdzem?”. Tak pytajmy. A ksiądz już sobie poradzi, rozezna, czy chory chce spowiedzi, czy chce tylko porozmawiać…
 
Czy nie jest trochę tak, że umierający w cierpieniu, cała uczestnicząca w jego odchodzeniu rodzina, to taka soczewka, w której skupia się nasza wiedza o świecie, o drugim człowieku, o Bogu… Reszta świata jest nieistotna.
 
– Przeciwnie. Hospicjum jest szkołą wrażliwości. Uczy ważyć problemy. Mam wrażenie, że tylko z perspektywy śmierci widać, co jest najważniejsze w życiu. Bo widzi Pani, ludzi zdrowych zajmują często sprawy nieistotne, głupstwa, które czasem urastają do rangi wielkiego problemu. Dopiero w sytuacji choroby, odchodzenia odkrywamy, co tak naprawdę jest w życiu ważne.
 
I wtedy okazuje się, że to czyjaś obecność, miłość, oddanie. Bycie obok, zatroskanie, czułość, czas, którego coraz mniej. To, co najbardziej ludzkie, co najbardziej zbliża nas do Boga. A kariera, pieniądze, stanowiska, prestiż… Mój Boże, one zajmują należne im, bardzo dalekie miejsce. Powiem to raz jeszcze: Jak Bóg coś zabiera, to tylko po to, by dać coś więcej…
 
Z ks. dr. Tomaszem Knopem – kapelanem Hospicjum Ziemi Częstochowskiej rozmawiała Katarzyna Woynarowska
Źródło: Tygodnika„Niedziela”(Nr. 21. 2011)
 

Święty Zygmunt Szczęsny Feliński

Święty Zygmunt Szczęsny Feliński (ur. 1 listopada 1822, zm. 17 września 1895) – arcybiskup metropolita warszawski w latach 1862-1863.
Urodził się 1 listopada 1822 r. w Wojutynie koło Łucka na Wołyniu w rodzinie ziemiańskiej. Jego ojciec Gerard był deputatem Sądu Ziemi Wołyńskiej w Żytomierzu, a matka — Ewa z Wendorffów, pisarką. Jako młody człowiek przeżył wiele bolesnych doświadczeń: tułaczka w czasie powstania listopadowego, śmierć ojca w 1833, aresztowanie matki za udział w spisku Konarskiego w 1838 i zesłanie jej na Syberię, konfiskata majątku rodzinnego przez rząd carski. Losem sześciorga osieroconych dzieci zajęli się krewni i ludzie obcy. Mając 17 lat, Zygmunt Szczęsny wyjechał z kraju. Zdobył wszechstronne wykształcenie: studiował matematykę na Uniwersytecie w Moskwie, nauki humanistyczne w College de France i na paryskiej Sorbonie. W Paryżu szczególna przyjaźń łączyła go z wieszczem narodowym Juliuszem Słowackim. Był jedynym obok Francuza Pétiniaud świadkiem Jego ostatnich chwil życia i śmierci. Za dewizę swego życia przyjął maksymę Zygmunta Krasińskiego: Bo na ziemi być Polakiem, to żyć bosko i szlachetnie. W jednym z listów pisał z Paryża: Pamiętajmy zawsze, że Chrystus powiedział, że dwom panom naraz służyć nie można — obierzmy więc sobie Pana i Jemu wierni pozostańmy (1849). Feliński wrócił do kraju z silnym postanowieniem poświęcenia się Bogu. Droga rozpoczęta na Wołyniu, poprzez ziemie polskie, litewskie, rosyjskie oraz inne kraje Europy, zaprowadziła go do seminarium duchownego w Żytomierzu (1851), a potem do Akademii Duchownej w Petersburgu. Święcenia kapłańskie otrzymał 8 września 1855 r. w Petersburgu. Był ojcem duchownym i profesorem tamtejszej Akademii Duchownej.
Zatroskany o los sierot i bezdomnych na obczyźnie, rozwinął w Petersburgu szeroką działalność społeczną i dobroczynną. Założył schronisko dla ubogich wyznania rzymskokatolickiego oraz Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi (1857). Pragnął, aby siostry niosły ludziom ewangeliczne orędzie miłosierdzia i poświęcały się potrzebującym, ubogim i bezdomnym. Mianowany arcybiskupem warszawskim 6 stycznia 1862 r. przez papieża Piusa IX (sakrę biskupią przyjął 26 stycznia tegoż roku), zarządzał archidiecezją zaledwie 16 miesięcy (od 9 lutego 1862 r. do 14 czerwca 1863 r.). Pierwszą czynnością arcybiskupa było otwarcie zamkniętych od 4 miesięcy kościołów po profanacji z powodu rozlewu w nich krwi przez wojska rosyjskie. Choć okres pasterzowania był wyjątkowo trudny — wybuchło powstanie styczniowe, panowała atmosfera nieufności i represji ze strony rządu — udało mu się rozwinąć wszechstronną działalność zmierzającą do odrodzenia archidiecezji i zapobiegającą ingerencji rządu carskiego w wewnętrzne sprawy Kościoła. W programie swojej działalności w Warszawie postawił na pierwszym miejscu wierność zasadom Kościoła i otwartość względem rządu, starając się rozwijać w sercach ludu «cnoty osobiste i społeczne, które stanowią siłę i moc narodów» (1862). Systematycznie wizytował parafie, kościoły i kaplice, instytucje naukowe i charytatywne, zarówno katolickie, jak i innych wyznań, wśród nich także schronisko prowadzone przez Żydów na Woli. W celu podniesienia poziomu intelektualnego i duchowego kleru zreformował programy nauczania w seminariach i Akademii Duchownej. Wzywał duchowieństwo do gorliwej pracy apostolskiej, kładł duży nacisk na głoszenie słowa Bożego i katechizację dzieci, popierał rozwój oświaty, by stworzyć nowe pokolenie ludu prawdziwie wiernego, trzeźwego, uczciwego i moralnego. Założył w stolicy przy ul. Żelaznej sierociniec i szkołę, którą oddał pod opiekę Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Zatroskany o moralne wychowanie dziewcząt zaprosił do Warszawy siostry Matki Bożej Miłosierdzia, aby otaczały je opieką. Szerzył w stolicy kult Najświętszego Sakramentu i Matki Bożej. Pragnął, aby nabożeństwa majowe, ożywiające pobożność ludu, przyczyniły się do wzrostu życia religijnego i moralnego całego narodu, do wykorzenienia wad i nabywania cnót.
To właśnie Zygmunt Szczęsny Feliński rozpowszechnił w Warszawie nabożeństwa majowe. Abp Feliński dążył do rozpowszechnienia publicznego śpiewania Litanii Loretańskiej na podwórzach warszawskich kamienic przy figurkach lub wizerunkach Matki Bożej. Działania arcybiskupa doprowadziły do zakorzenienia wśród mieszkańców Stolicy tej formy pobożności i praktykowania jej aż do lat II wojny światowej.
Abp Feliński prowadził stałą, tajną korespondencję z Watykanem, informując papieża o sytuacji Kościoła pod zaborem rosyjskim. W porozumieniu z Piusem IX przygotowywał synod prowincjalny i w tym celu 15 stycznia 1863 r. zorganizował zjazd duchowieństwa archidiecezji warszawskiej. Utrzymywał żywy kontakt z biskupami innych diecezji, aby budować porozumienie potrzebne do zachowania jednolitej i solidarnej linii postępowania wobec rządu rosyjskiego. Kierując się doświadczeniem wyniesionym z powstania wielkopolskiego (1848) i realną oceną ówczesnej sytuacji, zgodnie z którą ponowny zryw powstańczy skazany był na niechybną klęskę, usiłował powstrzymać naród przed rozlewem krwi. Był przeciwny powstaniu. Uważał, że wobec potęgi Rosji zryw nie ma szans powodzenia. Przestrzegał przed tajnymi spiskami, konspiracją, potępiał skrytobójstwa, sprowadzające nieszczęścia na kraj. Arcybiskup nie napisał żadnego listu przeciw ruchowi i powstaniu, a dzięki jego rzetelnym wyjaśnieniom, kierowanym do Watykanu, Stolica Apostolska powstrzymała się od jakiegokolwiek aktu potępiającego powstanie, czego usilnie domagała się Rosja. W liście do watykańskiego Sekretarza Stanu abp Feliński wyjaśniał siłę polskiego patriotyzmu: «Pragnienie niepodległości to jest ognisko, w którym się skupiają wszystkie promienie naszej egzystencji; forma rządu, dobrobyt narodowy i prywatny, szczęście osobiste, nawet religia, wszystko to blednie wobec płonącego zniczu patriotyzmu, to jest pryzmat, przez który widzi się tutaj wszystkie sprawy». Dodał także: «Jeśli wolno mi wyrazić swoje przekonanie, uważam, że Rzym w tej chwili nie powinien wypowiadać się w naszej sprawie» (10 marca 1863 r.).
«Partia ruchu» rozsiewała fałszywe opinie o arcybiskupie. Znalazł się nawet «na liście zdrajców ojczyzny», choć w jego kolaborację z władzami nikt nie wierzył. Wybuch powstania styczniowego (1863), krwawe represje rządu carskiego, protesty arcybiskupa, jego dymisja z Rady Stanu, list do Aleksandra II w obronie praw Kościoła i narodu (15 marca 1863 r.), a nadto zmiana polityki Rosji wobec kraju spowodowały, że arcybiskup stał się niewygodny dla władz zaborczych. Publikacja w Paryżu listu, w którym abp Feliński wzywał cara, w imię miłosierdzia chrześcijańskiego, do zaprzestania represji, przesądziła o jego usunięciu z Warszawy. Wezwany przez monarchę do Petersburga, opuścił stolicę 14 czerwca 1863 r. jako więzień stanu, pod eskortą wojska, i po 3 tygodniach internowania w Gatczynie, gdy nie zgodził się na przerwanie kontaktów z Watykanem, został skazany na zesłanie do Jarosławia nad Wołgą, na czas nieograniczony.
W opinii społecznej pozostało przeświadczenie, że w ciągu krótkich rządów w archidiecezji uczynił on wiele dobrego. Ten «człowiek Opatrznościowy», znak «miłosierdzia Bożego» — jak go nazywano — przyniósł do Warszawy «ducha odrodzenia», który ogarnął całą metropolię. Błogosławiony kapucyn, o. Honorat Koźmiński, odczuł w jego rządach wiew Ducha Świętego. Na zesłaniu w głębi Rosji spędził abp Feliński 20 lat. Modlił się, cierpiał, służył ofiarnie rodakom i Ojczyźnie pracą apostolską i dziełami miłosierdzia. Swój los złożył w ręce Ojca Świętego, gotowy w każdej chwili zrezygnować z arcybiskupstwa. Dla młodego pasterza wygnanie było wielkim doświadczeniem, ale jednocześnie ukazało mu nowy teren działalności. Skrępowany surowymi przepisami policyjnymi, potrafił jednak rozwinąć szeroką działalność apostolską wśród tamtejszych katolików; udostępnił im własną kaplicę, a z czasem ufundował kościół, przy którym później powstała parafia. Opiekował się także zesłańcami syberyjskimi, niosąc im pociechę i pomoc materialną. Zasłynął jako wzór świętości i pobożności, «bielszy od śniegów», które go otaczały.
W wyniku porozumienia Stolicy Apostolskiej z rządem Rosji abp Feliński uzyskał wolność w 1883 r. Do Warszawy jednak nie mógł powrócić, a nawet zabroniono mu przejechać przez teren archidiecezji. Papież Leon XIII mianował go 15 marca 1883 r. tytularnym arcybiskupem Tarsu. Ostatnie lata życia spędził pod zaborem austriackim, w archidiecezji lwowskiej. Zamieszkał we wsi Dźwiniaczka na Podolu, gdzie jako kapelan prowadził działalność duszpasterską, oświatową, dobroczynną i społeczną wśród polskiej i ukraińskiej ludności wiejskiej, a także formację duchową Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. W środowisko tej wioski wniósł ducha odrodzenia religijnego oraz pojednania i zgodnego współżycia między Polakami i Ukraińcami. Zmarł w opinii świętości w pałacu biskupów krakowskich (ul. Franciszkańska 3) w dniu 17 września 1895 r. Po pogrzebie w Krakowie ciało zmarłego zostało przewiezione do Dźwiniaczki i przez 25 lat spoczywało na tamtejszym cmentarzu, otaczane czcią i miłością Polaków i Ukraińców. W 1920 r. trumna z jego doczesnymi szczątkami została przewieziona do Warszawy i złożona tymczasowo w dolnym kościele św. Krzyża, w krypcie senatorskiej, a 14 kwietnia 1921 r. przeniesiono ją do podziemi archikatedry warszawskiej.  Prymas Wyszyński powiedział o Nim: Wstąpcie do katedry, zejdźcie do podziemi, tam leży człowiek, o którym mówiono, że przegrał, a to jest zwycięzca.
Na Krakowskich Błoniach w dniu18 sierpnia 2002 r. podczas ostatniej pielgrzymki do Polski Sługa Boży Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił Arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego błogosławionym. Rok po beatyfikacji w dniu 17 września 2003 r. Relikwie Błogosławionego zostały przeniesione z podziemi do Kaplicy Niepokalanego Poczęcia NMP (Kaplicy Literackiej)  w Archikatedrze św. Jana w Warszawie.
W dniu 6 grudnia 2008 r. Ojciec św. Benedykt XVI promulgował dekret o cudzie za wstawiennictwem bł. Zygmunta Szczęsnego (proces cudu przeprowadzony w Krakowie i dokumentacja przekazana do Kongregacji ds. Kanonizacji w Rzymie w 2004 r.), a podczas Konsystorza w dniu 21 lutego 2009r. ogłosił uroczyście termin kanonizacji.
 
W dniu 11 października 2009r. w Watykanie Ojciec św. Benedykt XVI dokonał kanonizacji naszego Rodaka Arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.
 
 

Głos człowieka zbliżającego się do śmierci

Głos człowieka zbliżającego się do śmierci
Wielu różnych ludzi przychodzi mnie teraz odwiedzać. Najbardziej pomagają mi Ci łagodni, kochający, nie osądzający, cierpliwi; chętni by siedzieć cichutko i słuchać.
Nie spieszą się. Nie starają się odpowiedzieć na moje pytania, lecz w rzeczywistości często mówią – Nie wiem.
Ale przychodzą niezmiennie, stale – aby pozostać ze mną aż umrę.
Zbliżając się do śmierci, potrzebuję wielu rzeczy. Potrzebuję kogoś, kto będzie miał odwagę – by pozwolić mi mówić; mądrość – by nie dawać mi rad, by być obecnym przy mnie we wszystkich tych strasznych chwilach, które mogą nadejść.
Potrzebuję kogoś, kto wszystko, co powiem potraktuje jako spowiedź, a nie jak nowinkę.
Jeśli chcesz mnie odwiedzić, nie sądź, że musisz rozwiązać moje problemy lub dać mi gotowe odpowiedzi. Masz tylko tu być. Pozwól mi prowadzić rozmowę tak, jak ja tego pragnę – słuchaj, słuchaj, słuchaj…
 Często będę chciał mówić o Panu Bogu, dlaczego to zdarzyło się mnie i jakie jest tego znaczenie. Jeśli jesteś osobą, którą uhonorowałem tym, że z Tobą chcę o tym rozmawiać, bo wierzę Ci, nie mów mi jak Ty wierzysz – spytaj jak ja wierzę.
Bądź delikatny wobec mojego poczucia winy, wielu z nas umierając czuje się ukaranymi. Po prostu wysłuchaj mnie.
Gdy wspominam swoje życie, pomóż mi słuchając cierpliwie niekończących się historii, stale powtarzanych. Staram się znaleźć w nich sens.
Potrzebuję kogoś, kto nie oburzy się, gdy będę zły na Pana Boga. Naprawdę potrzebuję Ciebie, byś pomógł mi odkryć, że można wyrażać taki gniew.
Pamiętaj, ja choruję długo. Każdy, kto mieszka ze mną może być zmęczony, przerażony, wyczerpany. Rozejrzyj się wokół.
Zobacz czy nie ma jakichś małych rzeczy do zrobienia i zaproponuj, że to zrobisz.
Ja mogę być wyczerpany i Ty masz powiedzieć mi bym zamknął oczy i wypoczywał; podczas gdy Ty będziesz przy mnie siedział i trzymał moją dłoń.
Potrzebuję Twojej pomocy. Pomocy, o którą ja poproszę, a nie pomocy, której myślisz, że powinieneś mi udzielić.
Chcę byś mi powiedział, gdy nie chcesz czegoś zrobić.
Nie pozwól bym w swoich ostatnich dniach stał się tyranem.
Potrzebuję byś pozwolił mi być miłym i czarującym, jeśli tak się czuję.
Chcę byś przede mną płakał, tak żebym wiedział, że Ci na mnie zależy. Chcę byś mi powiedział, że boisz się zrobić to czy tamto; ponieważ boisz się, że to może mnie urazić. Powiem Ci czy to prawda czy nie.
Chcę byś był uczciwy. To mi pozwoli być uczciwym.
Chcę podejmować jak najwięcej decyzji samodzielnie. Jeśli Ci powiem, że wyglądam okropnie, ponieważ wypadły mi włosy, nie mów mi, że wyglądam „ok.” Pomóż mi żałować utraty mych włosów przez przypomnienie jak piękny miały kolor; lub spytaj: „Jak to jest gdy straci się włosy?” – „Myślę, że to musi być okropne”. Jeśli tak powiesz, wiem, że jesteś gotów pozwolić mi podzielić się moim doświadczeniem z Tobą.
Spędź jakiś czas z tymi, którzy się mną opiekują. Słuchaj jak Ci powiedzą o swoim zmęczeniu, jak czują się winni, że nie mogą spowodować mojego wyleczenia, jak są źli na tych, którzy nie mogą zlikwidować mojej choroby i …jak są źli na mnie, że jestem gotów umierać, a oni nie chcą pozwolić mi jeszcze umrzeć.
Nie dawaj mi rad. Nie krytykuj. Słuchaj, słuchaj i jeszcze raz słuchaj.
Pomóż dzieciom. Weź je ze sobą i zapewnij i jakąś rozrywkę. Gdy wrócą i opowiedzą mi, jak dobrze spędziły czas, będę zadowolony z ciągłości życia; z pomocy, jaką otrzymuje moja rodzina.
Mam wiele obaw, jak sobie beze mnie poradzą. Słuchaj, gdy Ci o tym mówię.
Gdy mnie odwiedzasz, nie bój się mnie dotknąć – ale spytaj przedtem, czy to mnie nie uraża. Silne zapachy wywołują u mnie mdłości, nie używaj takich zapachów. Bądź wobec mnie cierpliwy. Nie szepcz w holu lub innym pokoju, nawet wówczas, gdy jestem nieprzytomny. Pamiętaj proszę, że słyszę lepiej niż Ci się wydaje. Mogę Cię słyszeć, więc powiedz mi kim jesteś i delikatnie mnie dotknij lub mi czytaj.
To jest „liturgia obecności”.
Pomyśl przez chwilę, jak to jest, gdy ktoś cicho pracuje w drugim końcu domu. Wiesz, że oni tam są. Teraz przypomnij sobie jak to jest, gdy dom jest pusty.
Poczucie Twojej obecności jest darem dla mnie, gdy wchodzisz do pokoju i w ciszy mi towarzyszysz. Najmocniejszym i najlepszym darem, jaki możesz mi dać, jest poczucie Twej obecności.
Nie musisz rozwiązywać moich problemów.
Masz tylko przyjść, odwiedzić, być tu…
Zawsze mów mi kiedy przyjdziesz i wracaj, kiedy obiecałeś. Jeżeli nie możesz, zadzwoń i powiedz, kiedy przyjdziesz. Zawsze mów mi „ do widzenia”, dając mi możliwość powiedzenia, że umrę, zanim wrócisz ponownie. I nie zapomnij powiedzieć mi, że kochasz, jeśli kochasz.
Usiądź blisko mnie. Pozwól mi powiedzieć Ci o doświadczeniu przygotowania na spotkanie z Panem.
To, że boję się umierać, nie jest brakiem wiary w Boga. To moje ciało walczy, by pozostać żywym.
Potem, gdy zmęczę się mówieniem o tym bólu i jak to wszystko razem się łączy, jeśli poproszę Cię byś mi opowiedział o swojej wierze, zrób to.
Podzielę Twoją radość, odkryję Twój pokój i zabiorę to wszystko w ostatnią drogę, w której, jeśli chcesz, możesz mi towarzyszyć.
 ( tekst ze szkolenia B.G.)
 
 

Walne zebranie Stowarzyszenia.

W dniu 15 czerwca 2011 r. odbyło się walne zebranie członków Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej. W porządku obrad znalazło się m.in. głosowanie nad propozycjami i projektami uchwał oraz przyjęciem sprawozdania finansowego i merytorycznego za 2010 rok. Walne zebranie zakończyło udzieleniem absolutorium obecnemu zarządowi oraz przyjęciem 22 uchwał.
 
 

 
 

Podziękowanie

Podziękowanie
 
Chciałam bardzo serdecznie podziękować za pomoc i troskę oraz wsparcie emocjonalne, którego udzielili nam: pani dr Urszula Łupińska, pielęgniarki Edyta Wąsińska i Beata Kulik, psycholog Sylwia Mazurkiewicz, rehabilitant Przemysław Miodek oraz ksiądz, za okazaną życzliwość i cierpliwość w najtrudniejszych chwilach zmagania się z opiekę i chorobą mojego synka Piotrusia. Jestem bardzo wdzięczna za cierpliwe wysłuchiwanie naszych problemów i pomoc w rozwiązywaniu ich, na którą mogliśmy liczyć w czasie wizyt, spotkań i jak było potrzeba również telefonicznie.
Do Hospicjum trafiliśmy dzięki mamie podopiecznego Hospicjum, która była w tym samym czasie w szpitalu i poinformowała nas o możliwości skorzystania z pomocy Hospicjum. Ja jako matka nie wiedziałam jak sobie poradzić i pomóc dziecku w chorobie. Piotruś zmagał się wtedy z ciężką chorobą jaką jest padaczka lekooporna. Miał wtedy po 40-50 napadów dziennie. Wyszliśmy wtedy po 5-miesięcznym ustawianiu leków w szpitalu z niewiadomą, czy leki, które wtedy Piotruś brał przezwyciężą chorobę, czy nie? Był w bardzo złym stanie zdrowotnym, praktycznie nie mówił, nie rozumiał za bardzo co się do niego mówi. Był bardzo słaby, praktycznie leżący. Wtedy trafiliśmy do Hospicjum w Częstochowie, które pomogło nam bardzo udzielając pomocy w postaci wypożyczenia aparatu tlenowego i pulsoksymetru, oraz co najważniejsze pani doktor i pielęgniarki pomogły nam udzielając wyjaśnień jak postępować w danej sytuacji związanej z leczeniem i opieką w czasie choroby. Również pani psycholog służyła pomocą i radą. Dzięki tym wszystkim działaniom Piotruś jest obecnie sprawniejszy i fizycznie i psychicznie i nadrobił wiele zaległości związanych z chorobą. Za wszystką pomoc udzieloną przez osoby pracujące w Hospicjum bardzo serdecznie dziękuję i życzę sukcesów i wytrwałości w pracy, ciężkiej pracy jaką wykonują jej pracownicy.
 
Z wyrazami szacunku i podziękowania
Mama Piotrusia

Uroczystość 5 rocznicy powstania oddziału Akademii Walki z Rakiem

6 czerwca w Ośrodku Promocji Kultury Gaude Mater odbyła  się uroczystość 5 rocznicy powstania oddziału Akademii Walki z Rakiem w Częstochowie.
 
W spotkaniu wzięła udział Grażyna Stramska – naczelnik wydziału Zdrowia Urzędu Miasta Częstochowy, Anna Kaptacz – prezes Stowarzyszenia oraz członkowie i przyjaciele Akademii, pracownicy i wolontariusze.
 
W programie spotkania znalazł się występ wokalny Ewy Walczak oraz minidrama wykonana przez Olgę Młynarczyk, Annę Ziębińską, Jadwigę Kuna i Kazimierza Wójcika.
 
Zaprezentowane zostały także ikony Olgi Młynarczyk, rysunki Grażyny Walczak oraz grafiki Kamila Oleśkiewicza.
 
 
 

 
 
 

10. finał Pół Nadziei w Częstochowie.

6 maja br. w Klubie Politechnik obyła się uroczystość zakończenia 10 finału kampanii społecznej Pola Nadziei w Częstochowie. W uroczystości wzięli udział zaproszeni goście, a w tym m.in. Grażyna Stramska naczelnik Wydziału Zdrowia Urzędu Miasta Częstochowy, zarząd Stowarzyszenia Hospicjum z prezes Anną Kaptacz na czele, laureaci konkursów, dzieci i młodzież, wolontariusze.
Podczas uroczystości wręczono nagrody i wyróżnienia przyznane w konkursie plastycznym i literackim oraz za najładniejszy strój żonkilowy podczas Marszu Nadziei.
Uroczystość uświetnił występ Społecznego Ogniska Baletowego i Społecznej Szkoły Baletowej w Częstochowie. Nagrody dla laureatów z Częstochowy ufundowane zostały przez Urząd Miasta Częstochowy, a dla pozostałych Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej.
Filmowa relacja z wręczenia nagród pod linkiem poniżej.
http://www.tvorion.pl/index.php?action=show_news&idNews=7981
 
 
 

 
 

 
 

 
 

 
 
 

 
 
Społeczne Ognisko Baletowe
Społeczne Ognisko Baletowe powstało we wrześniu 1958 r. z inicjatywy aktora częstochowskiego Teatru im. A. Mickiewicza – pana Adama Nowakiewicza i jego żony pani Jadwigi Nowakiewicz. Do roku 1991 Społeczne Ognisko Baletowe było prowadzone przez Częstochowskie Towarzystwo Muzyczne. W roku 1992 komitet założycielski składający się z rodziców dzieci uczęszczających na zajęcia do Społecznego Ogniska Baletowego zarejestrował w sądzie rejestrowym Towarzystwo Upowszechniania Sztuki Baletowej „Terpsychora” pod nr KRS 0000112589, które przejęło pieczę nad placówką.
Celem Stowarzyszenia jest propagowanie sztuki baletowej oraz wychowywanie dzieci kształtując poprzez taniec i muzykę ich osobowość, w duchu dyscypliny wewnętrznej harmonii i piękna. Od 1994 roku stanowisko dyrektora Społecznego Ogniska Baletowego piastuje pani Urszula Brylewska a
bsolwentka działu pedagogicznego Warszawskiej Szkoły Baletowej, a także wieloletnia tancerka – solistka i pedagog Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”.  
W naszej placówce swoje marzenia realizuje każdego roku około 270 uczniów w wieku od 4 do 18 lat. Kilkudziesięcioletni okres działalności Społecznego Ogniska Baletowego obfitował w bardzo wiele wydarzeń artystycznych. Najważniejsze z nich to organizowane na zakończenie roku szkolnego popisy taneczne z uczestnictwem wszystkich uczniów, które są sprawdzianem ich umiejętności i jednocześnie wspaniałym widowiskiem.
 
W dorobku artystycznym możemy wymienić:
 

  „Dziadek do orzechów”, muz. Piotr Czajkowski
  „Śpiąca królewna”, muz. Piotr Czajkowski
  „Coppelia”, muz. L. Delibes
  „Kopciuszek”, muz. Sergiusz Prokofiew
  „Calineczka”, muz. mix bajka dla dzieci
  „Cztery pory roku”, muz. A. Vivaldi, A. Mozart, F. Chopin
 „Taniec od średniowiecza do współczesności” – spektakl zawierający różnorodne formy muzyczne i techniki taneczne ·         
 „Miniatury baletowe”, muz. D. Szostakowicz
 „Ziemianie ratujcie swoja planetę” – spektakl ze słowem mówionym do muzyki współczesnej
 „Tańce różnych narodów” – w ramach poznawania innych kultur
 „Tęczowy Chopin” – spektakl zaskakujących aranżacji muzycznych utworów chopinowskich, jak również zaskakujących choreografii stworzony z okazji Roku Chopinowskiego 2010.

 
Nasza placówka organizuje cykliczne występy z okazji „Dni Częstochowy”, pokazy dla dzieci niepełnosprawnych w naszym mieście i okolicach, występy dla Częstochowskiego Stowarzyszenia na Rzecz Walki z Rakiem Piersi „Amazonki”, a także wspieramy naszymi pokazami Hospicjum Częstochowskie i Dom Opieki Społecznej.
Piękno tańca w wykonaniu uczniów Społecznego Ogniska Baletowego podziwiano też w innych miastach, jak: Dobrodzień, Bytom, Lubliniec oraz także poza granicami naszego kraju. Co dwa lata wyjeżdżamy na koncerty do Belgii pod patronatem organizacji katolickiej. Uczestniczymy od 2003 roku w Europejskich Festynach w Geel – Belgia integrujących narody całej Europy.
W 2001 roku mieliśmy zaszczyt być oddelegowani przez nasze miasto do udziału w spotkaniach teatralnych „Theaters Spiele – Pforzheim -Niemcy”.
W roku 2005 miasto wytypowało nas na wyjazd do Lourds we Francji z programem kultywującym polskie tradycje narodowe (tańce narodowe) do muzyki Fryderyka Chopina, Ludomira Różyckiego i Witolda Lutosławskiego z okazji „Dni Kultury Polskiej”. Na naszym spektaklu obecny był ówczesny ambasador Polski i młodzi artyści wywarli na nim jak i na całej publiczności wspaniałe wrażenie (oklaski na stojąco).
Tak więc Społeczne Ognisko Baletowe okazuje się być bardzo potrzebną i prężnie działającą placówką kulturalną i edukacyjną na terenie naszego miasta i jego okolic.

Uroczyste zakończenie Kampanii Pola Nadziei

Zapraszamy na uroczystość zakończenia Kampanii Pola Nadziei, która odbędzie się dnia 6 maja 2011 r. o godz. 11.00 w Klubie Politechnik w Częstochowie przy Al. Armii Krajowej 23/25 . Podczas uroczystości przewidziane jest wręczenie nagród dla laureatów konkursów oraz występ Społecznego Ogniska Baletowego. Wstęp wolny